Michalik: nikt nie zamierza płakać, że nie ma nas w Warszawie
Adam Michalik 17 czerwca 2019 roku decyzją władz Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej objął funkcję dyrektora podokręgu Legnica. Młody menadżer zrewolucjonizował funkcjonowanie lokalnej piłki, szybko zyskał sobie sympatię środowiska piłkarskiego, choć nie miał łatwych początków. Przez pierwsze miesiące walczyć musiał z oportunizmem klubów związanych z poprzednią prezes Marią Kajdan. – Zastaliśmy struktury w fatalnej kondycji organizacyjnej. Zmiany wymagały wytężonej pracy – przekonuje włodarz legnickiego okręgu.
Znany jesteś z odważnych komentarzy i nie gryziesz się przesadnie w język. Jak dziś oceniasz funkcjonowanie podokręgu Legnica i wspominasz przejęcie zarządzania legnickim futbolem z rąk Marii Kajdan?
– Nie chciałbym po raz kolejny odnosić się do tych samych spraw, bo kim w tym momencie jest pani Kajdan? Przez wiele lat kierowała legnickimi strukturami, zrobiła kilka dobrych rzeczy, ale przynajmniej równie dużo złego dla całego środowiska. Przede wszystkim uważam, że na koniec zabrakło honoru, by odejść z klasą. Rozumiem, że nie zgadzała się z uchwałą PZPN ale wszczynanie buntów w obronie swoich partykularnych korzyści nigdy nie kończy się dobrze. Nie sprawdziły się nawet sprawdzone metody z przeszłości. Kluby nie dały się nabrać na to, że wszyscy źli, a tylko pani Kajdan walczy o ich dobro. Zamiast odejść jako zasłużona działaczka, to sama sobie narobiła wrogów wśród klubów i teraz ciężko wyobrazić sobie, by mogła popatrzeć kiedyś tym wszystkim działaczom prosto w oczy. To już jednak jej problemy, bo my od razu zabraliśmy się do pracy. Ograniczyliśmy zatrudnienie i zbudowaliśmy silny zespół, który ciągnie, często niełatwą pracę w biurze. W mojej ocenie dajemy radę, ale podobnie jak w przypadku przeszłości – główną ocenę należy pozostawić piłkarskim działaczom.
Podczas ostatnich wyborów w DZPN ostro potraktowałeś kontrkandydata prezesa Andrzeja Padewskiego – Jędrzeja Kozińskiego – wręczając mu koszulkę z napisem „Piłkarskie zero”. Nie żałujesz emocji, które wtedy tobą kierowały?
– Ci, którzy mnie znają to wiedzą, że nie było w tym ani odrobiny emocji. To była w pełni świadoma decyzja, zresztą takiej koszulki nie da się wyprodukować od ręki w trakcie walnego. Przez wiele miesięcy byłem na każdym kroku oczerniany przez tę osobę, momentami wręcz próbowano mnie poniżać. Od początku wiedziałem, że z takimi ludźmi nie ma co wchodzić w regularną wymianę zdań, bo w tych rozmowach nie było ani trochę merytorycznego podejścia do lokalnego futbolu. W mojej ocenie chodziło tylko i wyłącznie o zniechęcenie mnie do działania, a idąc dalej być może także do rezygnacji do działania w piłce. To mogłoby ułatwić mu zadanie przy wyborach. Pozycja prezesa Padewskiego w środowisku piłkarskim jest jednak tak silna, że nawet gdyby Koziński doprowadził do mojej rezygnacji to zamiast 29 otrzymałby tych głosów z dziesięć więcej, a w konsekwencji i tak przegrałby z kretesem. Kluby pokazały mu po raz kolejny, że dla takich ludzi nie ma miejsca w dolnośląskim futbolu. Koszulka miała mu jedynie jeszcze dobitniej pokazać.
Ograniczyliśmy zatrudnienie i zbudowaliśmy silny zespół, który ciągnie, często niełatwą pracę w biurze.
Przejdźmy do spraw codziennych. Dużo zrobiliście już dla legnickiej piłki. Usprawniliście system elektronicznego obiegu dokumentów, poprawiliście jakość szkolenia trenerów i sędziów, pozyskaliście sponsorów do lokalnego futbolu. Dużo pozytywnych zmian. Czyli można zrobić coś fajnego dla klubów?
– Przede wszystkim działamy dla dolnośląskiej piłki. Oczywiście, jako biuro Podokręgu Legnica jesteśmy od tego, by dbać o codzienne sprawy klubów z naszego regionu ale najwyższy czas, by odejść od dzielenia naszego futbolu na różne strefy. To był też cel zmian wprowadzonych przez PZPN, w efekcie których prawo bytu straciły Okręgowe Związku Piłki Nożnej. Obecnie mamy jednolite standardy dla całego województwa i to bardzo ułatwia sprawę, ponieważ wcześniej bywały kuriozalne sytuacje, w których dwa kluby znajdujące się na granicy okręgów, grające w różnych strefach musiały działać na różnych zasadach. Teraz już tego nie ma, a uchwały zarządu Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej obowiązują na terenie całego województwa. Czy wszystko funkcjonuje teraz lepiej? Wydaje mi się, że najbardziej wartościowymi odpowiedziami byłyby te płynące z klubów, to one są wyznacznikiem jakości pracy Związku. Przechodząc natomiast do drugiej części pytania to planów na pewno jest dużo, tylko jak wszędzie wszystko rozbija się o czynnik finansowo-ludzki. Cały czas staramy się systematyzować codzienną robotę, by znajdować czas u pracowników na dodatkowe zadania. Dzięki temu robimy więcej, nie zatrudniając dodatkowych osób. To na pewno dłuższa droga, ale wybrana w trosce o finanse związku.
Jak oceniasz współpracę po ponad 3,5 roku z prezesem Andrzejem Padewskim? Nadajecie chyba na tych samych falach, bo to podobny freak na punkcie piłki, jak ty…
– Naprawdę ciężko znaleźć w Polsce osobę, która byłaby bardziej zaangażowana w działalność futbolową, niż prezes Padewski. Do związku de facto trafiłem, dzięki robieniu programu „Piłkarskie Niższe Ligi”, gdzie przez kilka lat co weekend meldowałem się na kilku boiskach w regionie. Już wtedy wielokrotnie mogliśmy liczyć na wsparcie prezesa, który doceniał robotę, którą robiliśmy tworząc ten projekt. To była taka samonapędzająca się maszyna, która dobrze działa do dnia dzisiejszego. Lubię działać, tworzyć nowe projekty i rozwiązania, a dzięki przychylnemu oku prezesa – mogę to realizować w Dolnośląskim Związku Piłki Nożnej. Nieoceniona w tym jest także pomoc i doświadczenie wiceprezesa Łukasza Czajkowskiego, który po ustaleniu kierunków przez prezesa, w wielu aspektach odpowiada za odpowiednie wdrożenie tego w życie. Móc współpracować z takimi ludźmi to czysta przyjemność i możliwość czerpania wiedzy, którą wykorzystać można w przyszłości.
Lubię działać, tworzyć nowe projekty i rozwiązania, a dzięki przychylnemu oku prezesa – mogę to realizować w Dolnośląskim Związku Piłki Nożnej. Nieoceniona w tym jest także pomoc i doświadczenie wiceprezesa Łukasza Czajkowskiego, który po ustaleniu kierunków przez prezesa, w wielu aspektach odpowiada za odpowiednie wdrożenie tego w życie
Wspólnie z wiceprezesem Łukaszem Czajkowskim zorganizowaliście w siedzibie DZPN swego rodzaju studio do profesjonalnych nagrań wideo i tzw. strefę marketingu. Po co i dla kogo ten projekt?
– To jest coś, co chodziło za mną od dłuższego czasu. Tak jak wspomniałem już wcześniej, nie jest tajemnicą, że zanim pojawiłem się w związku to przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz TVRegionalna.pl, gdzie w dużym stopniu odpowiadałem za projekt „Piłkarskie Niższe Ligi”. Nagrywałem, montowałem, występowałem w studio. ale także odpowiadałem za prowadzenie mediów społecznościowych. Dobrze się z tym czułem. Dzięki temu doświadczeniu wiedziałem, jak silną społeczność można zbudować wokół takiego projektu. W czasach, gdy praktycznie wszystkie operacje związkowe odbywają się na odległość, przez co brakuje bezpośredniego kontaktu z działaczami – trzeba szukać alternatywy do utrzymywanie bliskiego kontaktu. I to nie tylko przez prezesa czy dyrektorów biur, ale także pozostałych pracowników Związku. U niektórych działaczy w Polsce widać to zasiedzenie w biurach i oderwanie od rzeczywistości, a ta się zmienia z każdym rokiem. Nawet dwa, trzy wyjazdy pracownika Związku w miesiącu do klubu pozwoliłoby po pierwsze zbudować lepszy kontakt z działaczami, a po drugie przypomnieć sobie, z jakimi trudnościami muszą radzić sobie kluby, a w konsekwencji bardziej ludzko podejść do niektórych spraw. Taka znajomość realiów przydałoby się każdemu działającemu w futbolu, zaczynając od prezesa PZPN, idąc poprzez prezesów klubów profesjonalnych, prezesów Wojewódzkich ZPN-ów po samych pracowników. Przewagą Dolnego Śląska w stosunku do innych jest to, że od dawna takie działania prowadzi prezes Padewski. Widać to potem gołym okiem.
Jako DZPN nie kryjecie bycia w opozycji do obecnych władz PZPN, albo inaczej – konsekwentnie pokazujecie alternatywne możliwości działania w wielu obszarach. To wam nie przeszkadza w funkcjonowaniu na szczeblu krajowym?
– Podczas zeszłorocznego walnego PZPN, wiceprezes Kula nazwał nas nawet oponentami. Potem co prawda przeprosił za to stwierdzenie, jednak niech każdy wysnuje wnioski – jakie podejście do nas mają w Polskim Związku Piłki Nożnej. A to wszystko przez to, że od początku mówiliśmy, że w Polsce jest wiele innych osób, które tę funkcję sprawowałyby lepiej. Pomijam już fakt mydlenia oczu ludziom, że będą niesamowite zmiany w szkoleniu dzieci i młodzieży, że dzięki prezesowi Kuleszy doczekamy się wysypu uzdolnionych piłkarzy, a obecnie jedyną zauważalną zmianą są rosnące wpływy polityków działalność Polskiego Związku Piłki Nożnej. Za nami blisko półmetek kadencji i każdy z czytelników może sobie sam odpowiedzieć, jak to obecnie wygląda. Jeśli chodzi natomiast o nasze działania, to na całe szczęście PZPN nie ma na nie wpływu. Sami wyznaczamy kierunki rozwoju i chcemy, rozwijać piłkę na Dolnym Śląsku. Nikt nie ma zamiaru płakać, że nie ma nas w Warszawie. Podchodzimy do tego mocno pragmatycznie. Brak obowiązków w Warszawie to więcej czasu w terenie. To duży plus, szczególnie w momencie, w którym jesteśmy.
a nami blisko półmetek kadencji i każdy z czytelników może sobie sam odpowiedzieć, jak to obecnie wygląda. Jeśli chodzi natomiast o nasze działania, to na całe szczęście PZPN nie ma na nie wpływu. Sami wyznaczamy kierunki rozwoju i chcemy, rozwijać piłkę na Dolnym Śląsku. Nikt nie ma zamiaru płakać, że nie ma nas w Warszawie.
Jako okręg Legnica macie swoje 5 minut w futbolu seniorskim. Dwa kluby na poziomie ekstraklasy, jeden w pierwszej lidze, kolejny w drugiej. To wizerunkowo ważne dla was?
– Wynik sportowy klubów profesjonalnych zawsze cieszy kibiców, a takimi też jesteśmy. Mam nadzieje, że końcówka obecnego sezonu będzie zdecydowanie lepsza, niż dotychczasowe wyniki naszych klubów. Osobiście podchodzę do nich jednak z nieco innej strony. W mojej ocenie synergia pomiędzy organizacjami profesjonalnymi a tymi amatorskimi jest zbyt mała. Kluby sporą część swojego budżetu wydają na szeroko rozumianą, publiczną promocję meczów, czy poszczególnych wydarzeń. Często jednak zapominają, że najciemniej jest pod latarnią i kibiców najłatwiej znaleźć w środowisku, z którego się pochodzi. Bo czy utrzymanie stałych, bliskich relacji z lokalnymi klubami nie byłoby skuteczniejsze w pozyskiwaniu kibiców, niż te wszystkie billboardy czy reklamy w mediach? Często zawodników wysyła się do szkół czy przedszkoli, gdzie mamy dzieci o różnych zainteresowaniach. Nie walczy się jednak o tę młodzież już stargetowaną, bo naprawdę rzadkością jest, by kluby profesjonalne wysłały zawodnika na trening dzieciaków w lokalnym środowisku. Dzieci, które lubią grać w piłkę – to powinien być pierwszy krok w kierunku budowania frekwencji na polskich stadionach.
Jak zapatrujesz się na rozwój piłki młodzieżowej w Legnicy i okolicach?
– Nigdy nie będzie tak dobrze, by nie mogło być lepiej. Cieszy na pewno wzrost drużyn w najstarszych kategoriach, czyli junior i trampkarz ale wciąż to sytuacja daleka od zadowalającej. To jest też minus posiadania kilku klubów profesjonalnych w regionie. Kiedyś one wychowały większość zawodników, którzy potem grali na poziomie 3 czy 4 ligi. Teraz w tych akademiach to przede wszystkim wyskautowaną młodzież, która w momencie zakończenia współpracy z klubem wraca do swoich okolic, często na drugi koniec Polski. To jednak problem szerszy, który dałoby się rozwiązać, łącząc to o czym powiedziałem przed chwilą. Impulsem dla dzieci z Pieszyc, był fakt, że często na treningi w klubie przyjeżdżał Jarosław Jach i przekonywał, że trzeba ciężko pracować i być cierpliwym, a wtedy nawet z takiego klubu można się wybić dalej. Takie „podlewanie” ambicji młodych ludzi mogłoby spowodować, że tych zawodników więcej byłoby w małych klubach, a to one przede wszystkim wychowują największe talenty, ale także tych, którzy w piłkę grają amatorsko.
ieszy na pewno wzrost drużyn w najstarszych kategoriach, czyli junior i trampkarz ale wciąż to sytuacja daleka od zadowalającej. To jest też minus posiadania kilku klubów profesjonalnych w regionie. Kiedyś one wychowały większość zawodników, którzy potem grali na poziomie 3 czy 4 ligi. Teraz w tych akademiach to przede wszystkim wyskautowaną młodzież, która w momencie zakończenia współpracy z klubem wraca do swoich okolic, często na drugi koniec Polski
DZPN to magnes dla sponsorów, macie przecież drużyny kadr wojewódzkich, własne rozgrywki, czy ligi gotowe do brandingu. Co robicie w tym kierunku?
– Trzeba przyznać, że przez kilka lat było to sporą bolączką w funkcjonowaniu Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. Pierwszy krok w kierunku przeformatowania myślenia zrobiliśmy w momencie zawarcia pierwszej umowy z Kolejami Dolnośląskimi, ponieważ to wymogło na nas niektóre działania medialno-marketingowe. Obecnie jesteśmy na kolejnym etapie, ponieważ opakowujemy poszczególne gałęzie DZPN, by przygotować konkretne oferty i wykazać w nich wymierne korzyści, jakie mogą osiągnąć sponsorzy. Mocne postawienie na media społecznościowe, a przede wszystkim produkcja materiałów wideo ma nam w tym pomóc. Pracujemy nad kolejnymi aspektami, ale wyniki i przyrosty, które obecnie obserwujemy, pokazują, że idzie to w dobrym kierunku.
Ostatnio trochę martwiliśmy się o twoje zdrowie, wylądowałeś w szpitalu, a pierwsze diagnozy nie były obiecujące. Co się stało i jak dzisiaj z twoim zdrowiem?
– Tak to już w moim życiu jest, że czasami zbyt wiele biorę na siebie i pojawia się zmęczenie, które staram się pokonać… dokładając sobie pracy. Czas był trudny, bo nałożyło się sporo spraw zawodowych i prywatnych, no i konsekwencji z ostrym zawałem trafiłem na oddział intensywnej terapii. Na całe szczęście od początku byłem pod dobrą opieką i po kilkunastu dniach wróciłem do domu. Śladu po tamtym zajściu już nie ma, ale pod tym względem jestem ciężkim człowiekiem do zmian. Wiem, że czasami powinienem wyhamować ale gdy wkręcę się w jakiś projekt to angażuje się w niego na sto procent.
Rozmawiał
Paweł Kościółek
fot. Paweł Andrachiewicz/TVRegionalna.pl